lis 23 2003

bal


Komentarze: 1
 

Bal i po balu. Ale się uśmiałam. Nie ma to jak pałacyk. Sala lustrzana. Styl klasyczny. I do tego ulubiona firma cateringowa. Wysublimowane piękno pomieszczenia, komponujące się dekoracje stołów i pokrowce na krzesłach, a do tego... wóz wiejski jako stół szwedzki. Ja nie powiem, lubię różne odmiany eklektyzmu w wystroju wnętrz, ba nawet bym sobie tak urządziła mieszkanie, gdybym je miała /dzisiaj nici z oglądania mieszkania na suchardy, dostaliśmy smsa, że już sprzedane/ ale są granice i słoma, czy inne siano tudzież beczki z winem, mimo iż w każdej innej sytuacji zapewne szalenie atrakcyjnie, w zestawieniu z ornamentyką tej sali były po prostu śmieszne. Wiem, że modny jest teraz styl na modłę prowansalską, (nawet z Elą trochę oszalałyśmy na jego punkcie, prenumerujemy francuski „Art&Decoration”) i że wspomniana firma cateringowa zestawiła sobie elementy wystroju te same na cały sezon, ale dlaczego zgodziła się na wrzucenie tego do sali lustrzanej???

            Potem już było jak w filmie amerykańskim. Oniemiałam. Oniemiałam na widok pana x. który okazał się jeszcze bardziej absurdalną wersją Jacka Nicholsona z „Lepiej być nie może”. Jego strój wieczorowy to sweterek do ciemnych spodni, motto życiowe ‘sterylność’ sposób na imprezę ‘zjeść jak najwięcej, nie uronić okruszka’, a poza tym ‘alkohol nie jest dla ludzi’ i ‘nie tańczy się nawet z najpiękniejszą kobietą na balu /możliwość dzięki andrzejkowej wróżbie/’. Najpiękniejszą kobietą na sali była oczywiście asystentka prezesa, czy sekretarka, jak zwał tak zwał, a prezes /Anglik/ jak nic, młodsza wersja Harrisona Forda. Gdyby ktoś sfilmował jego marsze /nie, nie prezesa tylko pana x./ do stołu szwedzkiego i z powrotem nikt nie uwierzyłby, że to wcale nie jest R. Atkinson grający Jasia Fasolę.

            Impreza jak impreza, najbardziej bawili się kelnerzy i kelnerki /jeżeli już mam się dziś odwoływać do filmów, to porównałabym ich nienajgorsze wyczyny do tańców pracowników kurortu w „Dirty Dancing”/. Musieli się nabijać z firmowej burżujskiej imprezy, hi, hi, hi. Najlepszy był krem ze szparagów, który niektórzy zinterpretowali jako zupę grzybowa. Teraz jem suszone śliwki tesco, bardzo dobre polecam! Całujcie kociczkę w nos /śpi na stole pod cyklamenką/

 

sylweczka : :
Radek
24 listopada 2003, 09:13
Pan x chcial wyciagnac z imprezy ile sie tylko dalo /nie moge tego powiedziec o sobie bo nic nie zjadlem ze szwedzkiego stolu co rano bardzo przezywalem jak sobie przypomnialem co tam bylo.../ Dla mnie wiekszym problemem bylo to ze pivo bylo w plastiku, nalane duzo wczesniej zeby moglo odstac, no i co najwazniejsze, nie bylo z kim pic:( wszyscy pili w zasadzie wino i tylko ja ganialem do stolika po browca. Nie wspomne ze nic mocniejszego do picia nie bylo ...

Dodaj komentarz