Archiwum styczeń 2005, strona 1


sty 17 2005 marioli by sie spodobało...
Komentarze: 3

tańczyliśmy do Toma Waitsa. Po zajęciach dziewczyny narzekały, że co za dziadostwo. Wypociłam wszystek alkohol po łykendowych urodzinach, jednych i drugich, bo po tych drugich, to już w ogóle wstać nie mogłam. Nie ma to, jak zmieszać dziesięć rodzajów win w litrowych ilościach

Włosy mi sie w końcu ułożyły, po dzisiejszej wizycie u fryzjera. Hasło dnia "Poty dobre na wszystko!"

sylweczka : :
sty 12 2005 przepis na wieczór
Komentarze: 3

wrócić z jakiś babskich zajęć (mogą być rysunki)

zjeść obiad przygotowany przez mężczyznę życia, który właśnie wychodzi na siłownię (ta siłownia wpływa na świadomość, że będzie kiedyś wyglądał, jak facet z reklamy cincina - ta z robieniem zdjęć)

przygotować kąpiel z pianą, koniecznie zrobić maseczkę, kocica powinna być niezadowolona z piany, bo woli pić ciepłą wodę z wanny bez dodatków, ale zawsze można jej sie dać polizać się w łokieć

nasmarować sie cudownie aromatycznym balsamem do ciała, który był ciut za drogi, jak na swoją jakość

wskoczyć w szlafroczek, herbatkę z cytrynką przygotować (najpierw parzymy herbatę, potem dodajemy cytrynę, cukier na samym końcu)

włączamy coś ze specjalnych składanek Blue Note, książeczkę pani Anita Nair z jej pociągowymi opowieściami i hop do łóżeczka

mmmm, herbatka pycha, można przed snem obejrzeć film sensacyjny wypożyczony z mediateki (ciężko powiedzieć dla kogo to bardziej film z śliczniutką Charlize Theron, noo dobra, niech będzie, że dla mnie Kevin Bacon)

sylweczka : :
sty 11 2005 Bez tytułu
Komentarze: 2

Na tańcach tłumy. Czyżby jakieś taneczne postanowienia noworoczne? Dostajemy wycisk. Pot sie leje. Nawet na koniec żadnego relaksu. Szpagaciki. Kto da rade to da. Tylko głową sobie do krocza zaglądam, a tam Bang! Było sie śmiać w dzieciństwie z głupiej aski? było? Patrzę a tu gacie pęknięte. No pięknie, nóżka w górę, prawą, lewą, z dziurą w dupie. Mam nadzieje, że to na tych zajęciach, a nie na wcześniejszych. Eeeech życie.....

Jak sie czyta coś po Radku, to "kliknięcie na hiperłącze" poprawione jest na "kliknięcie na linka", sie czyta coś po Marcie to "peptyd" poprawione jest na "peptydów" (nie wspominając o podkreślonych cytatach a propos mężczyzn:)

Byliśmy w Strusiu 2. Nie równa sie temu na daniłowskiego. Tam można było podyskutować z panami kucharzami, atmosfera sielska. W tym nowym, raczej jak w Piramidzie, z tym tylko, że jak sie zapomni o ketchupie, to go nie ma. Wszystko w osobnej cenie, nawet przyprawy. Najbardziej rozwalili mnie pozycją w menu: - podgrzanie piwa - 50gr.

Podoba mi sie ta pogoda. Na termometrach za oknem ok 15 stopni.

sylweczka : :
sty 05 2005 sylwek
Komentarze: 5

Sylwester był trzydniowy. Przyjechaliśmy na Ługi w czwartek wieczorem i od razu impreza. Wszyscy tak sie spili, że jak szwagier stwierdził: nic nikogo nie dziwiło (a to już stwierdzenie z dnia drugiego, kiedy byli tacy, co sie mniej spili i już ich conieco dziwiło). Więc nikogo nie dziwiło, to, że tańczyłam na stole przed domem, że chłopaki tarzali sie w trawie, niby bijąc sie, niby nie wiadomo co, nikogo nie dziwiły spacery po oparciu kanapy i.... no właśnie czasami ciężko stwierdzić, co było dnia pierwszego, co drugiego, a co trzeciego? Jezioro łabędzie było jak już Bartek przyjechał, a przyjechał (nie wiedzieć czemu) na drugi dzień, baa tak chłopakowi było żal na taksówkę, że sie przespacerował 5km w deszczu licząć na nasze współczucie, ale sie go nie doczekał, bo my byliśmy na kacu gigancie. A na kacu gigancie najlepiej wspomina sie wyczyny dnia poprzedniego.

Co do sylwestra, to najpierw był ten właściwy, jedzonko, tańce, szampanik, fajerwerki, buziaczki, potem było zmęczenie, potem matt nawet poszedł spać, a potem był sylwester reaktywacja, jaskółki bartka, który próbował nadrobić to, co stracił dzień wcześniej i wyciągnęli z radkiem, spiącego matta z łózka do tańca w trójkącie (to już niektórych dziwiło, bo zaczynali trzeźwieć) no i matt musiał sie napić, ale sam przecież pić nie będzie.......

na trzeci dzień miał być poncz, miało być spokojnie bo wiadomo, .....to sie skończyło na wypijaniu spirystusu Romka. A rano? surprise, bartek wstał o 7.oo rano, znowu spacer 5km na pociąg, pewnie uciekł przed sprzątaniem domku, hi,hi,hi

sylweczka : :