Komentarze: 2
***
Dyplom odebrany. Taki kawał ładniejszej dykty zgięty na pół. Dorota spanikowała, bo powinna być wyczytana na początku, a tymczasem została wyczytana na końcu (=ostatnia), wszyscy panikowali, H. nawet podeszła do wręczających zapytać się, czy przypadkiem nie była już wyczytywana, niektórzy dostąpili zaszczytu wyczytania kilkakrotnego! I to bynajmniej nie byłam ja, ja też na końcu. Radek robił zdjęcia. Uścisk dłoni Sitka, chyba pierwszy i ostatni w życiu. Niektórzy tak się przejęli tym doniosłym momentem, że załapał się Sitek na uściski i całusy potrzykrotne. Gdyby nie ta doniosłość, to pewnie bym się popłakała ze śmiechu. I gdy tak sobie sielsko siedzieliśmy w tej Auli Leopoldina we Wrocławiu rozszalała się prawdziwa wichura, o której śmiertelnych skutkach dowiedziałam się dopiero na drugi dzień w gazecie. My tymczasem wychodząc mogliśmy podziwiać tylko sielski śnieżek, przy kawce w nowej Cafe Uni. Jurek rozbawiał towarzystwo opowieściami o studentach zaocznych. Historie zaczynają się powtarzać, ale i tak bawią do łez.
***
Pojechaliśmy do Karfura po scrablle, bo w promocji bardzo tanie, ale oczywiście już ich nie było, bo w ogóle było ich pewnie mało, tylko dla zwabienia takich klientów, jak my, czyli takich, co to do karfura nie chodzą, a teraz właśnie po te scrabble przyjechali, i tak już ich nie było, a i tak wydali dużo pieniędzy, w efekcie czego zrobiłam swoje pierwsze w życiu ciasto.
***
Nie będziemy chodzić na Jatki. Zniechęcili nas, nie nalewa się piwa na dwa palce poniżej wskaźnika 0,5l. Cała knajpa tylko o tym gadała
***
Udało nam się wejść na Możdżera i Makowicza. Po godzinnym okupowaniu kolejki po wejściówki udało się! Aranżacja Dziecka Rosmery powaliła mnie z nóg. Nawet udzieliłam wywiadu, że koncert był rewelacyjny (pani, która czekała na drugi koncert o 20.00)