Komentarze: 0
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
27 | 28 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
Piątek. Trasa z Bystrzycy Kłodzkiej do Idzikowa. Zaspy dwumetrowe, kierowca wyciągniętego z nieba busa - filozof. Bo tą trasą często jeżdżą bogacze, fury za 70 tysięcy i letnie opony, a w aucie żona i dzieci. Kierowca nie chce oceniać, ale dla niego to debil jakiś. Zwraca się przede wszystkim do siedzącej z przodu Marzeny: - Debil proszę pani. A na potwierdzenie jego słów widzimy auto w rowie. - Od 30 lat takiej zimy nie było, proszę pani - dodaje.
Jedziemy do słabo ogrzanej sali, gdzie każdy zasiądzie jak najbliżej paleniska, żeby słuchać wykładu o sztuce. Czar pozostanie aż do niedzielnego wyjazdu.
Sobota pracująca. Co kilka minut nowe zadanie. Po południu na jakiejś polance moja komórka łapie zasięg. Kilka osób nie mogło się dodzwonić, a tu bach! Asia będzie moją szwagierką, ba będzie (WYKASOWALAM), panie, ale się życie pięknie układa, a jak wyciągnę zdjęcia z nauki do koła z HMS, brwi a la (WYKASOWAŁAM), łza się w oku kręci.
Niedziela. Dwa wykroczenia, mandacik, kiedy my tacy zadowoleni, ślub na horyzoncie. Panowie policjanci łapią klimat, przecież wiadomo, że wszystko przez dziury w drogach. Kończy się sesją fotograficzną policjantów w akcji i karą 50zł. Pikuś
jak mu powiedziałam, że w ramach mojego ostatniego szaleństwa fotograficznego jadę ze szkołą na weekendowy plener w góry. Już mi nawet chciał urządzić ciche dni, zrobił usteczka w dziubek, zaczął szantażować wyjściem z Bartkiem na panieńki, ale gdy dodałam, że wyjazd jest bezalkoholwy, że jak harówa to harówa i za małe nawet piwko z warsztatów się wylatuje, to mimowolnie odetchnęło mu się z ulgą. Że niby dalej twierdzi, że go nie kocham zostawiając samego, ale buźka raczej radosna, oczy wesołe, raczej takie z ironiczną iskierką "w góry bez piwko, toż to profanacja wyjazdu". Na koniec rzucił już tylko, że dobra jest taka integracja z początkiem semestru.
Czasami ktoś coś zrobi, a już za chwilę cała reszta pluje sobie w twarz, że na to nie wpadła, przecież to taki prosty pomysł, banalny wręcz. Tu zamieszki w Afganistanie się kończą, nie wiadomo o czym pisać, korespondenci się ewakuują, a jakaś blondyna pakuje się do afgańskiej rodzinki do domu, opisuje ich życie i robi furrorę na całym świecie. Książkę polecam takim niskociśnieniowcom, jak ja. Krew podczas czytania zaczyna się gotować!