Komentarze: 2
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
Bal i po balu. Ale się uśmiałam. Nie ma to jak pałacyk. Sala lustrzana. Styl klasyczny. I do tego ulubiona firma cateringowa. Wysublimowane piękno pomieszczenia, komponujące się dekoracje stołów i pokrowce na krzesłach, a do tego... wóz wiejski jako stół szwedzki. Ja nie powiem, lubię różne odmiany eklektyzmu w wystroju wnętrz, ba nawet bym sobie tak urządziła mieszkanie, gdybym je miała /dzisiaj nici z oglądania mieszkania na suchardy, dostaliśmy smsa, że już sprzedane/ ale są granice i słoma, czy inne siano tudzież beczki z winem, mimo iż w każdej innej sytuacji zapewne szalenie atrakcyjnie, w zestawieniu z ornamentyką tej sali były po prostu śmieszne. Wiem, że modny jest teraz styl na modłę prowansalską, (nawet z Elą trochę oszalałyśmy na jego punkcie, prenumerujemy francuski „Art&Decoration”) i że wspomniana firma cateringowa zestawiła sobie elementy wystroju te same na cały sezon, ale dlaczego zgodziła się na wrzucenie tego do sali lustrzanej???
Potem już było jak w filmie amerykańskim. Oniemiałam. Oniemiałam na widok pana x. który okazał się jeszcze bardziej absurdalną wersją Jacka Nicholsona z „Lepiej być nie może”. Jego strój wieczorowy to sweterek do ciemnych spodni, motto życiowe ‘sterylność’ sposób na imprezę ‘zjeść jak najwięcej, nie uronić okruszka’, a poza tym ‘alkohol nie jest dla ludzi’ i ‘nie tańczy się nawet z najpiękniejszą kobietą na balu /możliwość dzięki andrzejkowej wróżbie/’. Najpiękniejszą kobietą na sali była oczywiście asystentka prezesa, czy sekretarka, jak zwał tak zwał, a prezes /Anglik/ jak nic, młodsza wersja Harrisona Forda. Gdyby ktoś sfilmował jego marsze /nie, nie prezesa tylko pana x./ do stołu szwedzkiego i z powrotem nikt nie uwierzyłby, że to wcale nie jest R. Atkinson grający Jasia Fasolę.
Impreza jak impreza, najbardziej bawili się kelnerzy i kelnerki /jeżeli już mam się dziś odwoływać do filmów, to porównałabym ich nienajgorsze wyczyny do tańców pracowników kurortu w „Dirty Dancing”/. Musieli się nabijać z firmowej burżujskiej imprezy, hi, hi, hi. Najlepszy był krem ze szparagów, który niektórzy zinterpretowali jako zupę grzybowa. Teraz jem suszone śliwki tesco, bardzo dobre polecam! Całujcie kociczkę w nos /śpi na stole pod cyklamenką/
Nie wiem, czy to przez pogodę, czy przez inne czynniki meteo, jestem trochę zamotana, objawy:
-prześwietlenie wczoraj nie tego zęba, co trzeba /na szczęście sama wizyta u dentysty jak zwykle poprawiła mi humor, w końcu wreszcie coś mi się popsuło i mogłam sobie posiedzieć na fotelu dentystycznym 40 min, a wcześniej poczytać w poczekalni przeterminowane vivy
-zamówienie dziś podwójnego cappucino zamiast podwójnego espresso gościu z empiku miał ze mnie ubaw, chyba zdążył nawet opowiedzieć o tym Kindze zanim ja to zrobiłam, nie cierpię cappucino!!!
-o reszcie nie wspomnę, choć maty i bascieczka miały ubaw jak dostałam brechtawki na widok misa w czapce onanisty
idem się wykąpać, wieczorem bal, muszę się zrobić na bóstwo, potem opiszę historię pewnego indeksu, po prostu szok
To miał być wielki dzień, mieliśmy w końcu kupić mieszkanie. Już wszystko było sprawdzone, kominiarze, gazownie, tudzież zbadani przyszli sąsiedzi na ewentualną obecność niechęci posiadania przez nas ogrzewania gazowego. Radek miał się urwać z pracy, ja jeszcze wcześniej miałam skoczyć do banku po zabezpieczające nas weksle i o godzinie 11.00 na zapolskiej mieliśmy wpłacić pieniążki, poczekać na resztę z kredytu i w końcu zaprosić wszystkich na parapetówę. Tak miało być, ale ktoś nas wybawił od pułapki, jaką na nas szykowała pseudowłaścielka i kobitka z agencji nieruchomości. I tu hipotezy są różne co do tego, kto nam oszczędził niewątpliwej wpadki:
ja uważam, że to zasługa Krychy /taką ksywkę zarezerwowała sobie w moim blogu mama Radka/ to ona zadzwoniła rano oznajmiając, że według prawa, ktoś, kto dopiero wykupił mieszkanie komunalne za 15% jego wartości rynkowej nie może go sprzedać przez następne 5 lat, gdyż jeśli to uczyni, musi gminie zapłacić pozostałe 85% /co swoją drogą dla mnie jest kretyństwem, ale prawo jest prawo/. Informacja ta wzbudziła w nas podejrzenie, bo jaki w takim razie interes ma kobieta, która sprzedaje nam mieszkanie za cenę ciut niższą niż orzeczoną , gdy sama będzie musiała w tym momencie zapłacić to 85%
telefon do biura:
-tak oni o tym wiedzą /sprzedawczyni i biur/
-zostanie do pominięte za pomocą darowizny /z matki na córkę, i wtedy córka może już spokojnie sprzedać mieszkanie
-wg informacji zdobytych przez panią W. jeszcze się nie zdarzyło, żeby komuś kazano oddać te 85%
telefon /mój/ do urzędu na zapolskiej
-absolutnie manewr z darowizną nie zwalnia z oddania 85% ceny mieszkanie
-poza tym kolejna informacja, mieszkania nie można sprzedać przez 10 lat
-wg informacji udzielonych w urzędzie, zawsze w takich przypadkach /sprzedaż mieszkania przed upływem tego okresu/ wiąże się z oddaniem tych 85%
hmm sprawa mieszkania zaczęła się komplikować
dodatkowo dowiedzieliśmy się /o czym wcześniej nie było mowy/ że realnymi właścicielami mieszkania stalibyśmy się za pół roku, rok, nie wiadomo, a wszystko uzależnione jest od wpisu do księgi wieczystej, super, nie ma to jak się o czymś takim dowiadujesz na minutę przed ewentualną transakcją /nie, nie kupna, wpłaty 20 % wartości mieszkania na przyszły zakup/
ZREZYGNOWALIŚMY
Krycha twierdzi, że wyjście na jaw tych informacji, to chyba zasługa cioci Radka, która jej rano w piątek przypomniała jej o swojej, podobnej historii, która narobiła jej kłopotu i wizyt w sądzie jest też wersja, że to zasługa jeszcze innych osób i to też jest wersja podana przez Krychę,
Na niedzielę i poniedziałek jesteśmy umówieni na oglądanie kolejnych mieszkań.
Wieczorkiem piątkowym próbują /zresztą z powodzeniem/ pocieszyć nas mattowie i basieczka, co właśnie przyleciała na chwilkę z Francji, chlebek z prawdziwym domowym smalczykiem dla mnie, a dla radka domowy boczuś i nie wspomnę, że na pożegnanie resztę boczku dostał na wynos i dziś chodzi i podjada z lodówki.