Komentarze: 4
No i proszę, po tylu dniach posuchy w końcu jakieś mieszkanie do obejrzenia. Jak słyszę ewentualną godzinę spotkania 14.30, zgadzam się bez namysłu. Radek zwalnia się z pracy. Mieszkanie na Poniatowskiego, w tej samej kamienicy, w której oglądaliśmy już jedno. Jestem tam o czasie. Radek oczywiście się spóźnia. Właściciela nie ma, jakiś robotnik kończy kłaść panele w jednym z pokojów. Jeszcze kilka innych osób przyszło obejrzeć to mieszkanie. Całkowicie nie w moim guście, wszystko już wyremontowane na styl pseudoikeowski, w łazience tylko prysznic, lukrowane kafelki w łazience i kuchni, panele, pastelowe ściany i równie niepraktyczne okna, jak u Radka rodziców /czyli jedno dużo, nie wiadomo jak otwierać/. Nic to, poczekam na Radka niech już sobie też popatrzy. W tym czasie zjawia się właściciel i rozmawia z kolejnymi chętnymi, ja od razu mówię, że mieszkanie nie jest w moim typie ale wcześniej facet mówił, że ma jeszcze mniejsze mieszkanie do sprzedania swojej siostry. Więc sobie czekam, jak coś, to obejrzymy kolejne. Ludzie powoli wychodzą, to sobie zaczynam z facetem rozmawiać. Uzmysławia mi, że to poprzednie mieszkanie, które oglądałam w tej kamienicy, to jest właśnie to mieszkanie, tylko wyremontowane. Rzeczywiście, to jest to samo piętro. Teraz jest cena 118 tyś, wtedy była 68 tyś. Mieszkanie nie do poznania, bo wtedy jeszcze w nim ludzie mieszkali i w ogóle totalna ruina. Opowiada, że to było mieszkanie jego wujka, i że normalnie, jakby je ktoś chciał kupić, to miałby sporo problemów, bo było zadłużenie na księdze wieczystej, długi w różnych gazowniach, elektrowniach, lokatorzy nie chcieli się wyprowadzić, trzeba było ich siłą itd. Ale gościu ma znajomości, zrobił to szybko, wyremontował to mieszkanie i proszę bardzo. Potem zaczynam się pytać o te drugie mniejsze mieszkanie na Słowiańskiej. Też ma tylko 2,80 wysokość, więc jak dla nas odpada. I tak sobie gadamy, że my to raczej szukamy, czegoś w bardziej kamienicznym stylu, żeby podłogi raczej stare do cyklinowania, żeby było wysokie itd. I nagle świta mi myśl, że to mieszkanie, w którym stoimy, to wcale nie było mieszkanie wujka, a to mieszkanie na Słowiańskiej wcale nie jego siostry. Pytam: - Pan to się zajmuje wynajdowaniem takich mieszkań w dziwnych, tanich sytuacjach, remontuje je, po czym sprzedaje? Nie mam racji? Na co pan mi odpowiada: - Wie pani, co ja w przyszłym tygodniu będę miał klucze do takiego fajnego mieszkania na Barlickiego, 4 metry wysokości, wielkie okna, duża łazienka, podłogi dobre itd., mógłbym je pani sprzedać przed remontem, zostanie z klimatem.- No i już wiadomo, kto kupuje te mieszkania w tempie kilku godzin od ukazania się ogłoszenia w prasie. A ja się zastanawiałam, kto tak szybko podejmuje decyzje, o tak ważnej rzeczy, jak kupno mieszkania. No i gadam sobie z panem, ma tych mieszkań kilka, to na Barlickiego wydaje się najbardziej na naszą kieszeń i preferencje. Potem jeszcze opowiada o przekrętach, jakie robią biura nieruchomości a propos sprzedawania mieszkań za odstępne /potwierdza słuszność nie wpakowywania się w mieszkanie na Brzeskiej/. W międzyczasie dowiaduję się też jakiego rzędu idą łapówki dla urzędników za przyśpieszenie wydania np. księgi wieczystej /normalnie we Wrocławiu trwa to około 2 lata, a nie pół roku jak twierdziła nasza pani z biura nieruchomości/, zgody architektów innych instytucji, no i wyrobione w branży znajomości. Zwał jak zwał, dla mnie to prawie mafia, zastanawiam się, czy uda nam się kupić jakieś mieszkanie przed tym gościem, czy może w końcu skorzystamy z jego pośrednictwa. A nie mówiłam, że to dobry interes zajmować się kupowaniem tanich mieszkań, po czym po pseudoremoncie sprzedawaniem ich za podwójną cenę!!! A swoją drogą, to nie chciałabym mieszkania po takim remoncie, bo pamiętamy z Radkiem, jaka tam była podłoga /gnijąco – zawalająca się/, ściany /przemoczono – zagrzybione/ i co z tego, że facet położył na to płyty, a na nich panele, a ściany otynkował jakimiś gładziami. Jak mieszkanie w kamienicy, to chyba zdecydowanie lepiej samemu zrobić remont, zerwać najpierw podłogę, jak trzeba i pozbyć się grzyba ze ścian. No i to by było na tyle o mieszkaniach dziś, zastanawiam się, czy uda nam się tego gościa kiedyś ubiec i kupić takie okazyjne mieszkanie /podejrzewamy, że pulińska, więckowskiego, szherady to też jego sprawka/, czy w końcu skorzystamy z jego pośrednictwa.
A wszystko zaczęło się od Richarda Wisemana, który przez dziesięć lat badał szczęściarzy i pechowców i stworzył sobie /w swojej książce The Luck Factor/ listę 12 zasad szczęściarza, z której 3 brzmi MAM ZWYCZAJ GAWĘDZIĆ Z PRZYGODNIE POZNANYMI LUDŹMI /NP. W KOLEJCE DO KASY W SUPERMARKECIE/ no to sobie pogawędziłam z panem ‘właścicielem’ mieszkania.