Komentarze: 2
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
Aktorzy w kostiumach z początku ubiegłego stulecia, ekipa filmowa w kurtkach z futrzanymi kapturami. Też taką mam, więc ubieram i idę robić zdjęcia. Ustawiam sobie tycienieczką dziewczynkę na tle naszej kamienicy, żeby nie było.
albo celnicy szaleją (bo np. mają dziś dzień celnika) albo właśnie zaczynają kręcić jakiś film na Hercena, obstawiałabym to drugie, bo po co im przenośna toaleta, przecież mogliby korzystać ze swojej. No to herbatka na parapecie i będziem oglądać, jak coś to pobiegnę po autograf bogusia lindy i wam tu zeskanuję:)
Na tańcach mało ludzi, grudzień przecież, święta za pasem. Na rysunkach pani zbiera po trzy złote na wigilie. Co ma na niej być? Całowanie się i dzielenie chlebem. Nie, niestety nie mogę przyjść. Rynek przepiękny, kupuję na tych straganikach bombki i obwieszam mieszkanie. Wcześniej idę z tymi bombkami w garści do biblioteki uniwersyteckiej z mocno przetrzymaną książką. Socjotechnika działa, nie płacę żadnej kary.
Wczoraj przyjechała do mnie kuzynka. Ma szkolenie, bo zaczęła pracować w Plusie. Ta firma jest naprawdę tak kiepska, jak o niej mówią. He, he, żeby otworzyć salon, zatrudnić dwie kobitki, nie dać im zezwolenia na podpisywanie umów, nie dać krzeseł, niech sobie przyniosą z domu, o klientach nie wspominając, bo ponoć nowa strategia firmy to krzesła barowe dla obsługi i podłoga dla klientów. Ja podpisywałam swoją umowę, razem z zakupem telefonu około godziny, musiałam być z mamą, bo ja nie mogłam na siebie, jakbyśmy miały stać tę godzinę.... No to się wczoraj napiłyśmy (a czy Ela chciałaby coś dodać?)
Ziomale w końcu zebrały się w sobie i nas odwiedziły. O tym, od jak dawna się nie widzieliśmy może świadczyć fakt, ze gadaliśmy do rana. Chłopcy oczywiście odpadli odpowiednio wcześniej. Wódeczki poszło sporo. Wniosek z dyskusji? Nie jesteśmy przygotowani psychicznie i fizycznie na to, co nam zgotowała nasza cywilizacja – na PRACĘ, szefów, prezesów buraków, wrednych klientów itd.
W niedzielę wieczorem idę na urodziny Marty. Mam przeczucie, że będzie świetnie. Pakujemy z Krysią śliczniutki prezent i szukamy tej nowej knajpy. Na rynku śpiewa Brodka, chyba specjalnie dla Marty równo o 18.00 lawina sztucznych ogni. Lodowisko już czynne, cały rynek w światełkach. Kupujemy od kobieciny balonowego pieska, za to że jest taki akuratny do sytuacji. Knajpa jak w NYC, jakieś podwórko, klatka schodowa. Goście stawiają się tłumnie z naręczem prezentów. Tortu nie zabrakło nikomu, to co przygotował Rysiek to niebo w gębie, Aśka z wrażenia spontanicznie mu się oświadczyła, pan od komiksów, co przyjechał z Francji prowadzić warsztaty dla ASP, mówi, że wszyscy Francuzi tak mają. Później maluje wszystkich przy stole – kolejny prezent dla Marty. Potem w Marcie zakochuje się jeszcze pan z naszego ulubionego rynkowego zespołu. Marta dostaje jego dwie płyty. Popijają wiśniówką. No i to co na każdej dobrej imprezie urodzinowej: tańce na stole, mnóstwo lesbijek, hektolitry piwa