Wczorajsza wyprawa na koncert to była jedna wielka walka.
Najpierw Robaczek walczył z bankomatem. Ja w tym czasie byłam w aptece, w której znajduje się tylnia część bankomatu i przy której właśnie majstrowali panowie z ochrony, dorzucając do środka mamony. Radek chyba był bardzo uparty, bo nagle słyszę jednego z ochroniarzy:
- Nie umiesz czytać, baranie! Przecież jest napisane, że bankomat nieczynny
Za chwilę baran wszedł za mną do apteki
Kolejna walka to tramwaj, jak zwykle ludź na ludziu, aż dziw, że się nie wywróciliśmy na jakimś zakręcie
Potem walka do wejścia, niektórzy ładnie stoją, niektórzy się wpychają. Jak ocenić tych, co znajdują znajomych już na samym początku kolejki? Chyba nie tak źle, zwłaszcza, że nas potem do domu odwiozą
Walka o piwo, walka do toalety, walka z zimnem, walka z myślą, że na drugi dzień do pracy...
Było świetnie, po studencku. Dziś też pójdziemy!